Niespełnione obietnice i lekceważenie środowiska nauczycielskiego przez minister Annę Zalewską i polityków PiS sprawiły, że nauczyciele stracili cierpliwość. Pod hasłem "Mamy dość" odbył się w Warszawie sobotni (21.04.2018 r.) protest nauczycieli.
Ponad 5 tysięcy manifestantów - nauczycieli, rodziców i samorządowców - domagało się pod Ministerstwem Edukacji Narodowej godnych wynagrodzeń oraz dymisji Minister Edukacji Narodowej Anny Zalewskiej, która zdaniem protestujących szkodzi polskiej edukacji.
Głos w czasie protestu zabrał także Pierwszy Wiceprezydent Miasta Łodzi, odpowiedzialny m.in. za edukację, Tomasz Trela, który nazwał minister Zalewską "największym od 28 lat szkodnikiem w polskiej edukacji".
"Minister twierdzi, że na podwyżki wystarczyć miała zwiększona w tym roku subwencja oświatowa. Tyle że Łódź, która dostała 600 milionów od MEN, co roku na edukację wydaje ponad miliard! Dokładamy z własnej kieszeni, bo inaczej musielibyśmy powiedzieć uczniom, że, np. szkoły nie będą oświetlane i ogrzewane, a nauczyciele od sierpnia nie dostaną już wypłaty, bo subwencja z MEN-u właśnie się skończyła" - mówił podczas protestu Tomasz Trela.
"Reforma miała być konsultowana - to kłamstwo, nauczyciele mieli dostać podwyżki - to kłamstwo. Dzisiaj według danych samorządów brakuje 600 mln zł, w samej Łodzi brakuje 15 mln zł na podwyżki, które nauczyciele mieli dostać od 1 kwietnia. Nie ma tych pieniędzy" - dodał Trela.
W proteście udział wzięli także działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej z województwa łódzkiego, w tym wiceprzewodniczący SLD w województwie łódzkim Artur Ostrowski.
Nauczyciele zrzeszeni w ZNP, który był organizatorem protestu, domagają się realnych podwyżek wynagrodzeń. Te obiecane przez rząd PiS wynieść mają od 147 do 270 zł, przy jednoczesnej likwidacji dodatku mieszkaniowego, co znacząco obniży realną kwotę podwyżek. Strajkujący chcą także dymisji minister Zalewskiej. W marcu Związek Nauczycielstwa Polskiego skierował do premiera Morawieckiego list, w którym zawarł 10 powodów, dla których Anna Zalewska powinna stracić stanowisko.
Przerzucanie na samorządy kolejnych obowiązków bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego spowodowało, że gminom i miastom może w tym roku zabraknąć nawet 600 mln zł na edukację.